Thursday, February 22, 2007

Dorota Poznańska

Dorota Poznańska:

„Dość powiedzieć, że w 90 proc. terenowych ośrodków pomocy społecznej skontrolowanych przez NIK w 2000 r. stwierdzono "niepełne zaspokojenie potrzeb osób spełniających ustawowe warunki otrzymania pomocy społecznej". Po prostu pieniądze zamiast do najbardziej potrzebujących trafiały do najbardziej... zaradnych. Poza tym - jak wynika z badań ankietowych GUS - liczba rencistów znacznie przewyższa liczbę osób, które uważają się za niepełnosprawne. Nic dziwnego, że wydatki na renty sięgają w Polsce 4 proc. PKB. To zdecydowanie najwyższy poziom wśród państw OECD. Wyłudzanie nienależnych świadczeń to z reguły konsekwencja bezsensownych przepisów. Przykładem są regulacje dotyczące zasiłku chorobowego. Od 91. dnia zwolnienia wynosi on 100 proc. wynagrodzenia. Jeżeli zwolnienie jest krótsze, zasiłek jest niższy o 20 proc. Zachęca to do jak najdłuższego korzystania ze zwolnienia. Po zaostrzeniu w latach 1998 i 1999 zasad wypłaty zasiłków chorobowych przeciętna liczba dni nieobecności w pracy spadła w latach 1998-2000 o jedną trzecią. Mimo zmian w przepisach wydatki na zasiłki chorobowe pozostają bardzo wysokie. W 2002 r. tylko z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wypłacono na ten cel ponad 3,4 mld zł!”

Eliza Michalik:

„W 2000 roku kontrola przeprowadzona przez NIK w terenowych ośrodkach pomocy społecznej wykazała, że 90 proc. z nich „źle zaspokajało potrzeby osób spełniających ustawowe warunki otrzymania pomocy społecznej”. A mówiąc wprost: okazało się, że pieniądze, zamiast do najbardziej potrzebujących, trafiały do najbardziej zaradnych. Ludzie wyłudzają zasiłki, bo pozwalają im na to przepisy. Przykładem są regulacje dotyczące zasiłku chorobowego. Od 91. dnia zwolnienia wynosi on 100 proc. wynagrodzenia. Jeżeli zwolnienie jest krótsze, zasiłek jest aż o 20 proc. niższy. Rzecz jasna, to zachęca do jak najdłuższego pozostawania na zwolnieniu. Po zaostrzeniu w latach 1998 i 1999 zasad wypłaty zasiłków chorobowych przeciętna liczba dni nieobecności w pracy spadła co prawda w latach 1998–2000 o jedną trzecią, jednak wydatki na zasiłki chorobowe wciąż pozostają bardzo wysokie. Dotowany z budżetu Fundusz Ubezpieczeń Społecznych każdego roku przeznacza na ten cel kilka miliardów złotych!”

----------------

Dorota Poznańska:

"Publiczne pieniądze przeznaczane są także na pomoc dla przedsiębiorstw państwowych. Od początku lat 90. na wsparcie nierentownych kopalń, hut oraz zakładów przemysłu zbrojeniowego i ciężkiego wydano 90 mld zł. Za tę sumę można by wybudować 4 tys. km autostrad! (…) Workiem bez dna są również świadczenia związane z przywilejami poszczególnych grup społecznych. Wszyscy składamy się na przykład na pensje i nagrody jubileuszowe dla nie pracujących górników mających tzw. urlopy górnicze (trwają do pięciu lat) i na 90 proc. składki na ubezpieczenie społeczne rolników. W obu wypadkach korzystanie z pomocy państwa wynika z przynależności do grupy społecznej - wysokość dochodów nie ma żadnego znaczenia. Powoduje to absurdalną sytuację: biedniejsi finansują bogatszych.”

Eliza Michalik:

„Pieniądze podatników, zapisane w budżecie jako wydatki na pomoc socjalną, w praktyce pompuje się w studnię bez dna, czyli nierentowne państwowe przedsiębiorstwa. Od początku lat 90. na tak zwaną restrukturyzację (czytaj: przejedzenie) kopalń, hut oraz zakładów przemysłu zbrojeniowego i ciężkiego wydano 90 miliardów zł. A przecież za te pieniądze można by wybudować 4 tys. km autostrad! Stratą pieniędzy są również różnego rodzaju świadczenia dla poszczególnych grup zawodowych i społecznych. Wszyscy składamy się na przykład na pensje i nagrody jubileuszowe dla niepracujących górników, mających tzw. urlopy górnicze (trwają do pięciu lat), i na 90-procentowe składki na ubezpieczenie społeczne rolników. Sponsorujemy także rolników, którzy nie muszą płacić podatku dochodowego. Powoduje to absurdalną sytuację: biedniejsi finansują bogatszych.”

---------------

Źródła:

Oryginał: Dorota Poznańska "Odchudzić misia!" (Wprost", Nr 1075 z 6 lipca 2003)

Kopia: "Rzeczpospolita filantropów" (Gość Niedzielny, 52/2006)

No comments: